Polyaki, u vas bolshiye serdsta.. Wyróżniony
Co dnia, nieprzerwanie nowi wojenni uchodźcy jadą od granicy. Choć niemal wszyscy dopiero rozpoczynają swoją zagraniczną tułaczkę, również w naszym mieście mogą znaleźć swoje miejsce na Ziemi, póki ich świat nie wróci na dobre tory.
Noclegownia u Wojtka i Ewy to nic wielkiego. Ot, kilka pokoi, kuchnia, łazienki, magazyn żywności. Ale dla docierających tu ludzi to pierwszy wojenny azyl. Wszystko istniejące tylko dzięki ofiarności i zaangażowaniu "zwykłych" ludzi, którzy na szybko musieli i chcieli nauczyć się dobrze pomagać tym, którym wojna zabrała to, co najcenniejsze - bezpieczeństwo, dom i bliskich.
Kobiety
Uchodźcy to przede wszystkim kobiety - matki, żony, siostry, narzeczone, wdowy.
I dzieci. Bo większość kobiet uciekających z wojennego piekła zdecydowała się na ten krok tylko ze względu na dzieci - aby uchronić je na ile się da od traumy wojny, a przede wszystkim od śmierci. Te dzielne kobiety w swoim kraju zostawiły ukochanych - ojców, braci, mężów, a często i dorosłych synów. Tuląc w ramionach dzieciaki, których przerażone oczy łamią najtwardsze serca, same umierają z tęsknoty za swoimi mężczyznami.
Julia, Maria, Kristina, Natasha - ich imiona i ich tragiczne historie brzmią jeszcze w pokojach noclegowni, kiedy one już ruszają dalej - czasem do krewnych lub przyjaciół gdzieś tam w dalekiej Europie, a czasem po prostu w nieznane miejsca, gdzie czekają już na nich kolejni dobrzy ludzie.
Wojenne łzy
Wolontariat to zaszczytne zajęcie, ale bywa, że bardzo trudne. Kiedy przychodzi się w takie miejsce, jak Wojtkowa noclegownia, aby trochę pomóc - posprzątać, rozpakować dary, przygotować pokoje dla nowych gości, tak naprawdę nie jest się przygotowanym na te spotkania. Dopiero zetknięcie się z ludźmi, którzy jeszcze niedawno żyli tak samo jak my - chodzili do pracy, szkoły, oglądali telewizję, uprawiali sport, a teraz musieli w parę chwil zebrać swoje życie w kilka toreb i ruszać do obcych - może otworzyć oczy na zło wojny.
Ale rozmowy zawsze pomagają. Choć niby jesteśmy sobie obcy, choć dzieli nas język, kiedy przychodzi chwila wytchnienia, łzy i opowieść o ostatnich dniach uwalniają emocje, które niewypowiedziane duszą i nie pozwalają spokojnie zasnąć. Kiedy słuchamy ich historii, dociera do nas, jak wiele mamy szczęścia i jak szybko wszystko może się zmienić.
Julia
Julia, którą dwa dni temu gościliśmy w noclegowni, długo nie mogła przestać płakać. Dziś wysłała już do nas podziękowania z Holandii. Jest bezpieczna, ale z niecierpliwością czeka na koniec wojny. Chce jak najszybciej wrócić do swojego ukochanego miasta - do Odessy, gdzie pracowała jako wolontariuszka, gdzie pisała piękne wiersze i organizowała wieczorki poetyckie, a zebrane pieniądze przeznaczała na pomoc dzieciom chorym na raka. W kraju został jej mąż. Walczy. Julia nie wyobraża sobie życia bez niego.
Jej historię można przemnożyć przez tysiące innych. Przybywa tych opowieści i ludzi, których marzenia i nadzieje zostały pod gruzami ukraińskich miast zamienionych w pole walki.
To nieprawda, że my, Polacy jesteśmy pozbawieni obaw - o pracę, życie, spokój. Ale, jak zwykł mawiać wielki i zasłużony polski polityk Władysław Bartoszewski: "Jeśli nie wiesz, jak się zachować, to na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie".
W natłoku sprzecznych informacji, fake newsów i politycznych debat niech to proste zdanie służy nam za kompas naszych działań.
(md)
Poniżej tekstu - GALERIA ZDJĘĆ.
Fot. Violetta Gajek
Najnowsze od Marek
Galeria
http://mojelesko.pl/index.php/aktualnosci/item/2494-polyaki-u-vas-bolshiye-serdsta#sigProId9775663fbc
Skomentuj
Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.