Dziecko w czasie..., czyli trudna sztuka kompromisu w leskim Aquariusie Wyróżniony
LESKO, PODKARPACIE. Początek września okazał się dla dzieci należących do pływackiego UKS bardziej stresujący, niż można by się tego spodziewać, bo doskonalenie pływania zeszło nieco na dalszy plan, ustępując pola rywalizacji w... szatni, a właściwie wyścigowi z czasem, który musiał wystarczyć młodziutkim pływakom na wysuszenie, ubranie się i wyjście poza płatną strefę leskiej pływalni. Zmiany organizacji treningów UKS na basenie Aquaparku wzbudziły takie kontrowersje wśród rodziców, że musiało dojść do spotkania z prezesem spółki zarządzającej kąpieliskiem. Efekt tej, momentami burzliwej debaty, można nazwać kompromisem, ale nadal wydaje się, że względy finansowe dyktują tu wszystkim warunki, niestety, kosztem komfortu dzieci.
Sprawa z pozoru wydaje się być błahym problemem, ale jego rozwiązanie niesie za sobą konieczność innego spojrzenia na dzieci z UKS, niż na "zwykłych" klientów kąpieliska i tu zaczyna być trudno.
Nasz Aquarius może pochwalić się działającym i cieszącym się sporym zainteresowaniem Uczniowskim Klubem Sportowym, gdzie bardzo młodzi, kilkuletni i nieco starsi pływacy nie tylko doskonalą swoje umiejętności, ale biorą udział w zawodach ligowych, reprezentując swoje szkoły i miasto.
W kilku grupach wiekowych trenuje ponad 170 dzieci i młodzieży, co cieszy i pokazuje, że także w obecnych czasach nie brak młodych ludzi, którzy ponad komputer i internet potrafią postawić zabawę i sportową rywalizację "na żywo".
Chwalić można również ich rodziców, którzy nie tylko łożą na to hobby, ale i niejednokrotnie aktywnie uczestniczą w zajęciach i pomagają w razie potrzeby. A potrzeba się pojawiła i to już zeszłego roku, a w bieżącym dodatkowo nasiliła - brak czasu. Dzieciaki przychodząc na pływalnię w ramach zajęć UKS mają prawo do godziny treningu w wodzie (za wynajem torów płaci klub, czyli rodzice). Mają również "przyznany" czas na rozebranie, a po treningu osuszenie, ubranie i wyjście poza płatną strefę.
Nie wdając się w szczegółowe opisy proceduralne - tego limitu jest po prostu za mało, bo 25 minut. Piątkowa debata dała dzieciom jeszcze 5 minut, ale nie wiadomo czy ten wywalczony przez rodziców czas to jakiś szczególny powód do zadowolenia, cóż - to raczej bardzo wyważony kompromis.
Argumenty prezesa Stanisława Szelążka, forsującego utrzymanie zarówno nowych procedur wpuszczania dzieci na pływalnię (całe grupy mają wchodzić jednocześnie, co - zdaniem rodziców - powoduje zatory przy recepcji w związku z koniecznością wydawania dzieciom zegarków, a to odbywa się kosztem czasu na przebranie), jak i broniącego czasu 25 minut jako wystarczającego na rozebranie, a potem ubranie się dzieci są teoretycznie do zrozumienia. Wszak, jak podkreślał prezes Szelążek - leska plywalnia jest obiektem komercyjnym i jako taki musi przede wszystkim przynosić zysk, a przedłużający się pobyt dzieci w szatniach powoduje ograniczenie ich dostępności dla "zwykłych" klientów, ale...
No ale co? O co chodzi protestującym przeci takiemu reżimowi czasowemu rodzicom? O realia. O dostosowanie przepisów do życia, a nie oczekiwanie od nich niemożliwości.
Bo kolejny argument, jaki padł z ust pana Szelążka - Skoro dzieci nie zdążają wysuszyć się i ubrać w ustalonym czasie, to trzeba je zdyscyplinować - jakoś nijak się ma do życia. Zdarzyłby się chyba cud edukacyjno-behawioralny, gdyby spora grupa mokrych dzieciaków, kłębiąca się w szatni, zdążyła w kilkanaście minut przebrać się (trzy przebieralnie), osuszyć, wysuszyć włosy (dziewczęta z długimi włosami kontra dwie suszarki w szatni...) i wyjść poza płatną strefę.
To jest po prostu fizycznie niemożliwe, chodź rodzice dostarczają nadprogramowych suszarek i mobilizują swoje latorośle do jak najsprawniejszych działań "szatniowych". A przed nami zimowe chłody i konieczność dokładnego wysuszenia włosów. Dzieci są dziećmi, łatwo je na chwilę rozproszyć, a lekki galimatias jest tego częścią.
Czy można to zrozumieć? Chyba tak, skoro w innych sekcjach sportowych dzieci mają np. 45 minut na ogarnięcie się w szatni, a nie wychodzą mokre z basenów, tylko schodzą z boiska.
Zresztą, piszący ten tekst korzystał wielokrotnie z usług leskiej pływalni i chodź dzieciństwo ma dawno za sobą, a bywał zwykle w Aquarusie we wczesnych godzinach, aby uniknąć ciasnoty, kwadrans, jaki zostawiał sobie na wysuszenie i ubranie po kąpieli okazywał się wyśrubowaną normą.
Reasumując wyniki piątkowego spotkania rodziców z prezesem Szelążkiem - doszło do kompromisu, każdy coś tam zyskał, ale jeśli kąpielisko ma być naprawdę przyjazne młodziutkim pływakom dajmy im czas..., by spokojnie dorosnąć.
Marek Dusza
Najnowsze od Marek
Skomentuj
Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.