Więc żyjmy...
Gdzie są nasze prywatne anioły? Ludzie, których brakuje nam ogromnie i ci, dla których nasze serca biły najgoręcej. Czy zapalona świeca choć na moment znajdzie drogę ku wspomnieniom? Za dusze palimy ognie z nadzieją, że choć marni, zostawiamy po sobie coś więcej niż tylko przedmioty...
Bo na co dzień żyjemy często, jakbyśmy żyć mieli wiecznie - w pogoni za bytem, w pędzie za rzeczami, którymi otaczać się lubimy. Moszcząc własne gniazda, które przecież kiedyś przyjedzie nam porzucić...
A przecież śmierć jest nam pisana. Choćbyśmy najmocniej trzymali się życia i w jego stronę tylko patrzyli, z chwilą gdy bierzemy pierwszy oddech już wiadomo, że prędzej czy później, zaczerpniemy powietrza po raz ostatni.
Który lęk jest w nas większy - ten przed końcem własnego istnienia, czy obawa przed stratą najbliższych tego rozsądzić nie sposób, lecz kto stracił ukochaną osobę - dziecko, żonę, męża, kochankę, przyjaciela, ten mówi - w tej chwili, gdy ich zabrakło, wolałbym razem z nimi nieistnieć tu i teraz...
Ale czas, choćby i wbrew nas samym, zabliźnia rany, nawet te najgłębsze i najbardziej bolące - bez tego jakże by dalej nam przyszło oddychać? I choć cierpimy, prowadzeni za rękę - jak dzieci - bywamy zaskakiwani pięknem życia.
Więc żyjmy - pamiętając, jak kruche potrafi być każde istnienie i jak ograniczony nasz czas - oddychajmy głęboko, zakochujmy, troszczmy o siebie nawzajem, bądźmy wyrozumiali dla naszych i cudzych błędów.
Róbmy to wszystko w nadziei, iż śmierć - jak i życie - ma głęboki sens, a my zostawiamy po sobie niezatarty ślad i nie wszystko z nas znika, a chociażby i znikło, że znajdzie się ktoś, kto i za nas kiedyś światło świecy zapali.
Najnowsze od Marek
Skomentuj
Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.