czwartek, grudzień, 12, 2024

KinoSwiatPL

Nic dwa razy się nie zdarza..., czyli niedosyt po premierze "Listów do M. 2"

Kino, Teatr Napisał  niedziela, 15 listopad 2015 12:30 wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę Media 0
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Do polskich kin tłumnie (400 tys. widzów na premierowych projekcjach) ruszyli widzowie spragnieni poznania dalszych losów bohaterów "Listów do M". Po obejrzeniu "Listów do M. 2" jednego można być pewnym - nic dwa razy się nie zdarza...

„Listy do M.” to niekwestionowany sukces frekwencyjny ostatnich lat. Film obejrzało grubo ponad 2,5 mln widzów i choć reżyser tego obrazu, Mitja Okorn nie mógł ukryć inspiracji angielskim arcydziełem gatunku, czyli produkcją „To właśnie miłość”, to jego propozycja miała wdzięk i zarażała radością cudu gwiazdkowego spełniania marzeń o miłości. „Listy do M. 2” udowadniają, że nic dwa razy się nie zdarza - a przynajmniej w polskim kinie jest to bardzo, bardzo trudne.

Film Macieja Dejczera jest poprawny, ale tylko poprawny - taka trója z komentarzem: "a mogło być tak wspaniale...". Co zawiodło? To, co boli polskie kino już od dawna - źle napisany, wtórny scenariusz i brak pomysłu na płynne, dobrze oglądające się przeprowadzenie opowieści - czyli również i reżyseria "Listów do M. 2", pozostawia wiele do życzenia.

Nie znaczy to, że Polacy nie zapewnią i drugiej części "Listów" sporego dochodu ze sprzedaży biletów, bo kochamy romantyczne komedie, ale... szkoda, że nasi scenarzyści silą się na kopiowanie amerykańskich produkcji (co samo w sobie nie jest złe), ale brak im polotu i lekkości tamtejszych twórców, co daje w efekcie filmy rozsypane, niespójne, wymęczone, mało śmieszne i sztucznie romantyczne - jak plastikowy erzac stylowego oryginału.

"Listy do M. 2" oczywiście podejmują wątki z pierwszej części, ale tak skrótowo i nieprzejrzyście, że widz, który nie widział pierwszej części (a tacy też, proszę scenarzystów i reżysera, są w Polsce - nie ma co popadać w megalomanię...), nie ma szans do końca filmu zorientować o co tu właściwie chodzi i skąd ci ludzie się tak "w kupce" wzięli...

Dialogi "Listów... 2" są na ogół tak wymęczone, że nie tylko gubią wiarygodność, ale - te w zamyśle scenarzystów śmieszne, takimi nie są, a te z założenia romantyczne i mające wyciskać łzy z oczu, można oglądać żując słynną bułkę z kiełbaską i ani na myśl nam nie przyjdzie, by tę bułczaną codzienność odłożyć...

Nagromadzenie wątków spowodowało, że poza tym o szalonym mikołaju (przyzwoita rola Tomasza Karolaka), starającym się odzyskać miłość syna, reszta jest zarysowana szkieletowo, skrótowo do bólu i mało wciągająco.
Znakomicie w przypadku "Listów do M. 2" sprawdza się maksyma: mniej znaczy więcej, bo gdyby scenarzyści i reżyser zrezygnowali z niektórych wątków, skupiając się na staranniej opowiedzianych głównych, z pewnością wyszłoby to temu obrazowi na korzyść.

No dobrze, wiem, że przecież w amerykańskich superromantykach w rodzaju "Bezsenność w Seattle", "Notting Hill", czy "Masz wiadomość", żeby nie sięgać po takie klasyki, jak "Kiedy Harry poznał Sally" (ze słynną sceną udawania orgazmu - Meg Ryan do dziś "cytowana" jako wzorzec...), aż roi się od "smaczków" - króciutkich scenariuszowych "wtrętów", wariacji i sekundowych postaci zapadających w pamięć milionów widzów. Jednak Warszawa to nie Nowy Jork, a polscy scenarzyści to nie ekstraklasa Hollywood i splątując zbyt wiele nici, nie potrafili zgrabnie rozsupłać tego węzła - wyszedł nadmiar niedopracowanych wątków i ledwo zarysowanych postaci. Tylko po co wsiadać do Lamborgini, mając umiejętności kierowcy fiata 126p? Może lepiej po drodze poćwiczyć choćby peugeotem?

Co jeszcze "boli" w trakcie oglądania "Listów do M. 2"? Drętwawy humor i koślawy romantyzm. Nie ma nic smętniejszego niż mało zabawna i sztucznie ckliwa komedia romantyczna. A takie są, niestety, "Listy" Dejczera. Po obejrzeniu filmu trudno przypomnieć sobie naprawdę śmieszne sceny, które będą wywoływać salwy śmiechu i trudno wspominać takie, przy których nawet twardziele szybko przełykają ślinę, żeby ukryć wzruszenie...

Żeby dalej nie pastwić się nad tym, w sumie w miarę oglądalnym filmie: są i plusy nowych "Listów" - przyzwoita, a momentami naprawdę niezła gra aktorska (Adamczyk, Karolak, Małaszyński, Dygant, Stuhr) i..., ja wiem..., może owieczka ;)

Podsumowując - "Listy do M.  2" wpisują się w długą listę sequeli, które nie dorównują ich poprzednikom, ale nadają się do wyjścia do kina w grupie przyjaciół z perspektywą wyprawy jeszcze na pizzę i sałatkę. Bliskość świąt z pewnością też pomoże temu filmowi, ale szkoda, że świąteczny nastrój "Listów" tak starannie wyprasowano z autentyzmu, że aż razi sztucznością, jak udawany śnieg pod stopami aktorów...

(dusza)


Na film "Listy do M. 2" zaprasza m.in. kino Sanockiego Domu Kultury.

Tytuł oryginalny: Listy do M 2
Produkcja: Polska 2015
Gatunek:  komedia romantyczna
Premiera: 13 listopada 2015
Dystrybutor filmu: Kino Swiat

Reżyseria: Maciej Dejczer


Najbliższe seanse:

15.11.2015  godz. 17.00, 19.30
16.11.2015  godz. 17.00, 19.30
17.11.2015  godz. 17.00, 19.30
18.11.2015  godz. 17.00, 19.30
20.11.2015  godz. 17.00, 19.30
21.11.2015  godz. 17.00, 19.30
22.11.2015  godz. 17.00, 19.30
23.11.2015  godz. 17.00, 19.30
24.11.2015  godz. 17.00, 19.30
25.11.2015  godz. 17.00, 19.30
26.11.2015  godz. 17.00, 19.30

Cena biletu 14 zł

Bilet dla osób posiadających sanocką kartę dużej rodziny - 11 zł.

listy do M. 2 plakat

Czytany 2052 razy Ostatnio zmieniany niedziela, 15 listopad 2015 17:14

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.