Koniec "świętych krów" na polskich drogach? No nie do końca... Wyróżniony
Dziś weszło w życie prawo ograniczające immunitety m.in. posłów, senatorów i sędziów za złamanie przepisów ruchu drogowego. Podpisana przez prezydenta nowelizacja ustawy zakłada, że przyjęcie mandatu karnego albo uiszczenie grzywny za wykroczenia drogowe przez sędziego, prokuratora, posła, senatora, rzecznika praw dziecka, GIODO lub szefa IPN automatycznie stanowić będzie oświadczenie o wyrażeniu przez niego zgody na pociągnięcie go do odpowiedzialności w tej formie.
Ta nowelizacja, nad którą posłowie mozolili się aż od 2013 r. (!) ma wreszcie ukrócić nagminne chowanie się za immunitetem przez wszystkie wymienione powyżej osoby. Czyli, teoretycznie - poseł, czy senator złapany przez patrol drogówki na np. zbyt szybkiej jeździe ma podlegać wynikającej z kodeksu drogowego karze.
I niby tylko przyklasnąć tej zmianie i cieszyć się, że ten denerwujący przywilej zniknie, bo czynił z naszych parlamentarzystów drogowe "święte krowy". Wszyscy chyba pamiętają wyścigowe rajdy niektórych posłów - i ich idiotyczne tłumaczenia takiego zachowania oraz pełne poczucie bezkarności.
No to od dziś miało być po "nowemu". Miało..., ale raczej nie będzie. Już wypowiedź premier Kopacz, komentującej zmiany w prawie zagotowała wielu internautów, bo słowa: "Poseł ma prawo mieć czasem na drodze cięższą nogę, ale musi za to zapłacić", to jakby ciąg dalszy maniery polskich "jaśnie nam panujących", przekonanych o swym namaszczeniu i wyjątkowości.
Bo co to znaczy, że poseł ma prawo pędzić ile fabryka dała, tylko musi wyskoczyć z kasy, a tzw. statystyczny Kowalski nie ma prawa? Takie słowa w ustach szefa rządu świadczą albo o bardzo nieprzemyślanej wypowiedzi albo o kompletnym niezrozumieniu służebności bycia posłem/senatorem wobec obywateli naszego kraju.
Ale prawdziwy "diabeł" tkwi w szczegółach tej wymęczonej nowelizacji. I tu czuję "rękę" naszych parlamentarzystów, którzy zadbali, by nowe prawo zbytnio im w ich wyjątkowości nie zaszkodziło.
Wchodząca w życie zmiana oznacza, bowiem, że wymienione w niej osoby MOGĄ zapłacić mandat drogowy w momencie zatrzymania przez służby drogowe, godząc się na odpowiedzialność za złamanie prawa, ale NIE MUSZĄ (!!!).
Czyli - znając rozmiłowanie polskich parlamentarzystów w różnego rodzaju przywilejach - najpewniej wszystko pozostanie po staremu, a największym, znienawidzonym przez nich "sędzią" pozostaną media i ich informatorzy, którzy wyciągają na światło dzienne różnorodne "grzeszki" naszych miłościwe nam panujących.
Dziękujmy więc co rano za może i koślawą, ale jednak - wolność naszych mediów. Bo - jak na razie - nie poczucie obowiązku, kultura osobista i uczciwość parlamentarzystów, a strach przed nagłośnieniem sprawy w mediach okazuje się najskuteczniejszym "nauczycielem przyzwoitości".
(md)
Najnowsze od Marek
Skomentuj
Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.