RECENZJA: Dzień Niepodległości: Odrodzenie. Spirala absurdu
Zacznijmy od ciekawostki. Nie wiem czy wiecie, ale powierzchnia ludzkiego mózgu nie jest unerwiona, czyli nie możemy odczuwać bólu mózgu jako takiego. Pojawił się jednak fenomen może nie biologiczny, ale z pewnością związany z przyswajalnością bodźców, który sprawia, że wasz mózg mimo wszystko zacznie odbierać impulsy kojarzone z bólem. Ten fenomen to amerykański "hicior" - „Dzień Niepodległości: Odrodzenie”. Legenda lat 90. powróciła bowiem właśnie do kin w kontynuacji. Tytuł tej "świeżynki" właściwie nie ma sensu, chyba że odnosi się bezpośrednio do odgrzewania starych kotletów. Tylko po co?
W najnowszym filmie spotykają się praktycznie wszystkie gwiazdy z oryginału prócz Willa Smitha, który chyba powinien dać podwyżkę swojej wróżce, bo jako jedyny z obsady głównej na granie w tym syfie się nie zgodził. Podobno zażyczył sobie astronomicznej gaży za udział w "Odrodzeniu", ale być może po prostu chciał sobie odpowiednio "osłodzić" gorycz gry w takiej chałturze. Tak czy inaczej, Willa Smitha w drugiej odsłonie "Dnia Niepodległości" nie zobaczymy.
I całe szczęście… wolę Smitha oglądać w „Facetach w Czerni”, „After Earth” i „Ja, robot” niż w nadmuchanych "pijarowo" produkcjach niskich lotów, bazujących na sentymencie widowni. Nieładnie wytwórnio Fox, bardzo nieładnie... Chyba trzeba kogoś na karnego jeżyka wysłać.
A wracając do "Odrodzenia": kosmici zostali przepędzeni z Ziemi, a wojna, którą toczyli z ludzkością przyniosła naszej rasie dobrobyt i postęp technologiczny (bo jak wszyscy wiemy, takie efekty przynoszą wojny...).
Jednak ludzkość nie nacieszy się długo wolnością, gdyż przerażająca rasa obcych, która nie ma nawet nazwy, powraca po 20 latach, by tym razem wykraść jądro Ziemi (sic!), a spirala absurdu i karuzela śmiechu dopiero się w "Odrodzeniu" rozkręcają...
Poznajemy także nowych aktorów. W rolach głównych Liam Hemsworth, Maika Monroe oraz Jessie T. Usher... Oglądaliście Igrzyska Śmierci? Tam grał Liam Hemsworth. Liamie - dlaczego to zrobił? Resztę rozumiem, ale czy nie miał, co do garnka włożyć? Grozili mu? Co się stało, że postanowił sprzedać swój honor, swoją dumę i zagrać w tej szmirze?
A zatem - główni bohaterowie: cała trójka stoi na czele MIĘDZYNARODOWYCH sił skierowanych przeciw inwazji obcych. Film w zamyśle hollywoodzkich producentów miał być pewnie hołdem dla części poprzedniej, dlatego jest wręcz nafaszerowany typowo amerykańskimi kliszami, od zwariowanych naukowców przez odważną panią prezydent aż na ckliwych żartach pilotów F16 kończąc. Miejsce nawet znaleziono dla żółtego autobusu szkolnego, OCZYWIŚCIE wypełnionego dziećmi. Czy może być bardziej amerykańsko? Chyba nie, chyba już bardziej się nie da.
Poziom dialogów i logika większości wątków wołają o pomstę do nieba. Pod koniec filmu płakałam ze śmiechu patrząc jak umiera matka obcych. Bo przecież w żadnej dobrej produkcji nie może zabraknąć matki obcych, w każdej dobrej produkcji musi być matka obcych - „Gwiezdne Wrota”, „Na skraju jutra”... Miały być dobre produkcje - jak coś wymyślę, to dopiszę.
A jakieś dobre słowo o "Odrodzeniu"? Film broni się tylko i wyłącznie efektami specjalnymi. Rozmach i destrukcja, jaka się dzieje na Ziemi, to istna uczta dla oczu każdego fana SF.
Dlatego, mimo wszystko na „Dzień Niepodległości: Odrodzenie” można się wybrać, żeby podziwiać wizualnie produkcję amerykańskiej "fabryki snów". A że w pakiecie dostaniemy to soczyste, aktorskie drewno, te sztampowe amerykańskie klisze i z łezką w oku zatopimy się w oklepanym i miejscami idiotycznym filmie o obcych?... No cóż, czasami smak dania bywa podławy, ale za to, jak pięknie wygląda ono na talerzu...
Z jednej strony "Dzień niepodległości: Odrodzenie" to abominacja sztuki filmowej, a z drugiej... jestem zakochana. Ode mnie otrzymuje ocenę, jakiej jeszcze nie dawałam: 1,5 gwiazdki na 5, bo naprawdę nie mam pojęcia jak go w pełni ocenić.
Recenzję napisała: SLUTZ
Skomentuj
Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.