RECENZJA: Nienawistna ósemka, czyli jak to robi Tarantino...
Czy film o ósemce ludzi zamkniętych w jednym pomieszczeniu może wgniatać w fotel i łechtać wyobraźnię widza jak dobry screamer? Czy historia o teoretycznie obcych sobie ludziach może być wciągająca i zaskakująca? Tak, ale tylko, jeśli jest to film geniusza i poety rozlewu krwi. Panie i panowie, czas na Quentina Tarantino i jego "Nienawistną ósemkę".
Akcja tego filmu rozgrywa się kilka lat po wojnie secesyjnej w Wyoming. W Pasmanterii Minnie spotyka się ośmioro przybyszów szukających schronienia przed zamiecią. Jednym z nich jest łowca głów John Ruth, zwany pieszczotliwie Szubienicą, w którego rolę wciela się Kurt Russell. Zmierza on do miasteczka Red Rock, gdzie zamierza postawić przed obliczem kata Daisy Domergue (znakomita Jennifer Jason Leigh, która fenomenalnie weszła w skórę jędzowatej i paskudnej przestępczyni).
„Szubienica” szybko orientuje się, że nie wszyscy nowo poznani towarzysze są tym, za kogo się podają. Niektórzy są w zmowie z Domergue i tylko szukają okazji, by odesłać Szubienicę do krainy wiecznych łowów. Nim nadejdzie świt, z Pasmanterii w dramatycznych okolicznościach wymelduje się niejeden gość.
Film można opisać jednym wyrażeniem: typowy Tarantino, „Nienawistna ósemka” jest niczym „Wściekłe Psy” na Dzikim Zachodzie. Mimo że obraz trwa 3 godziny, to widz nie nudzi się, gdyż obraz trzyma go mocno tam, gdzie nikt nie chciałby być trzymany...
Gra aktorska stoi na najwyższym poziomie, czarny humor wycieka z ekranu, a muzyka genialnego Ennio Morricone tylko potęguje nastrój opowieści kryminalnej rodem z książek Agathy Christie.
Tarantino po mistrzowsku wykorzystuje zamkniętą przestrzeń do budowania napięcia i atmosfery wzajemnej nieufności. Jednocześnie bawi się oczekiwaniami publiki, co krok każąc jej zmieniać swój stosunek do bohaterów.
Czapki z głów moi państwo, Tarantino po raz kolejny zaskoczył nas byciem sobą... Czerwona posoka leje się litrami, na ekranie oprócz makabry, która aż dyszy liryzmem, łatwo dostrzec kunszt reżyserski.
Narracja i pozorna linearność opowieści snutej przez twórcę „Pulp Fiction” zabierają widza w dalekie odmęty jego własnego umysłu i zadają jedno, najważniejsze pytanie: Czy nienawiść jest drogą do odkupienia win?
Recenzję napisała: SLUTZ
Skomentuj
Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.